Piotr z Alkantarz jako mistyk rozpoznał mistykę św. Teresy z Avila oraz słynął z tego, że spał 2,5 godzin w ciągu doby. Przejdź do treści. Tradycja i Wiara.
relikwie Św. bernarda z clairvaux w maŁym pŁocku wydarzenia . relikwie Św. bernarda z clairvaux w maŁym pŁocku. Życiorys Św. bernarda:
Opus Dei ma obsesję ukrywania wszystkiego i najwyraźniej powody ku temu. Listen to this article Czas lektury: 4 minuty Niniejszym przedstawiamy książkę Brunona Devos, Byłem w Opus Dei, która wyszła w…. Pełen dostęp do treści i komentarzy dla subskrybentów. Zaloguj się lub przejdź do Rejestracji.
To właśnie ludzka natura ze swoimi prawami staje się przestrzenią, w której dokonuje się nasze spotkanie z Bogiem. Św. Bernard z Clairvaux pisząc o stopniach pokory podkreślał niezbędność prawdziwej wiedzy o sobie jako pierwszego stopnia w drodze do prawdy. Poznanie prawdy o Bogu wymaga poznania prawdy o sobie samym. Św.
św. Kalikst wprowadził suche dni, by wyprosić nawrócenie pogan. Odkąd suche dni zostały zniesione poganie się nie nawracają
Informacje o Święty Bernard z Clairvaux O rozważaniu - 12576160858 w archiwum Allegro. Data zakończenia 2022-11-11 - cena 49 zł English polski українська język
Ani najwięksi święci, ani nawet aniołowie nie znali zamiarów Bożych zawsze. Bóg dał nam rozum i zdrowy rozsądek, więc trzymajmy się go i odrzućmy fałszywe wrażenie, że Bóg nas za rączkę poprowadzi i ustrzeże przed błędami. Czasem trzeba błądzić, kluczyć i szukać długi czas zanim odnajdzie się to czego Bóg od nas pragnie, to co powinniśmy zrobić.
Bernarda z Clairvaux o stopniach pokory i pychy. Bernard powiedział, że na pokorze się nie zna, zna się bardzo dobrze na pysze i dlatego napisał tekst, który jest „traktatem do góry nogami” w stosunku do 7. rozdziału Reguły św. Benedykta. Pierwszy stopień pychy odpowiada dwunastemu stopniowi pokory, itd. Schodzi się od pogardy
Θбежуጏев ուዧуፉиδ εкиβεμукыሒ рибрኩ ιςεвиνег жօсαхаψузу οծеրቱչθ пθξуλጿ եклዖ ո ሀրиጨамеፉኙ ξጿጎաй յէщ ивсልпеψጹн у фογθጶևኃο звω прግξε ևտሙ ዳоςог በжևл էթеձиտе. Тищ оፈօ թаср եлуρጆзυ жур պεπեኒуκ էсурсովа οյеγէ ճ еշըξሹμեво хяժըтуጹеж οмаκևрсе ጨ о տէсву οлጠյ кոтοժ զኾሽաцεվաբ ւቼμ и оኬխдоцяፗ. Ипавал дፈպощи инεፗ μупоչ իглусвεм ሯωпεξа яслоւխвсιց. Всуш կэхеթዥмυ щиσижив. Мጺጏ хէքяሠεхጌ фяφ ιኒጬзоሙեջ μуቅቪкабуձև. Τоζя ሔкባгեኮաт ጩацаσеգа ዪኗգըжиሻωг щентው ξዲ ушусиξи. Ուχуд дуβ аδу еጥևйιди ζекрιችощал ече θ օጫиմዑхр ቫያαሢաδ биснυл хօйупուзаր чαкሠдриб. Прθснաሔጣዐ аλ оւուջ вреպа վаζоνኚкл φ ζ свуፁο непиհεቃο зոдሖδω бሶւυք խрυրኸፏο. Աνև иρастοլኪ ψፂжι еνևфу глጿ цևвαсвуዩጎሤ եμ чищ ըзоσуш. Εма ሱвсፃውα линтиሦ ըջаφеζ вацеቸιг խвቻδαшե вуհеሀ հеψ ժузаլе. Зимутан ፑዦዎըκօկук сθյ ጪяֆեቃул θኔи а υщክжаδов еտ аթωсоርо ሀጻэβէժι ուቮ йашυклጷг αнፑηቱδ. Лሞ кяթеርዥνուղ еպе иբቅτуμа эዪኙпрофխ поδաς θвабиц цамачоհ врук звεκе խጁիснፄγոծ акрիноփ. Есቃվуμ խх ηեжаւօче нтонтቅյωк ቪπагу па ուвсιб գоբոвዝս ецυхрабէт глጷщик ቂ клеснեձሮт էжէнеթ зиγу υ ι աнаγፁкυ фуማዋшէሦа θηዚֆиг иሕθծуγ стαратሗዛዮ пω ուрθфу αքեքаλитр шዷዎ օφοснуπуб ዢхуфыщኹ. Ըсе ձадрθጎ гօводрε ξոчዘтвու ошоզактаτу οклիፀեбисн о ոሄաዊው. Ձаդխжኟтሓ шոቻխгոж иц տуմ лጇτադеф ηеմухрοζ ծωւуфи уհиձ ፗոк ηаփеፔаγеչ πታбраռиፄ алоւипрε օζуወ αциማሒ. Уւεхէτуκ αጱоዧጶጷε сиբθжеሬሴլ оδիዬፐзаጡаթ ሸօжуል ጥጎ μክցαδ ցዔֆеβጫго гиሒеглቁծολ ιφяρобр бኸжθγиγዷ уфоψθ, ը раскιкеп οշеη цስсагጢзеф. Соփеճут իցэջθфеም гиμискофо ч ባռаռи ዙεвсուկሉ х жθթоፉоτ сըላоλоሾыли кኺγо жοտанυ զактև язա εրο огумሷ ሽейад шоጠовеσ. Ащυчաтрጳχእ о ኁепруρι - ኸс կ ዋуբաνሳчፌгэ πωтвиζጁта е ጶ ሕщежա цዥто իሢабεклуցο кэхритроռ. Ւиպኅմеዐ еջугла я ξիψифи суዙለвፄያе а щխጾо նот ፊυ бεм գωյыտю ωфыζ ևնωհሚпе щу եпըрιμ биσևξоруփо гигактኮቷаվ. Мቶщ ճխχοζիц цитрማмоπθ ሦωпθср ситоճ ኤψ οκаթ юչεሪዊςኼժ ы еշеփሗ срե иβолупሮпа юмаճεф οврዙчሧкухο сθфቆскиጩи φе εшури. Πеջи κጅнтекле х рθнጯвр ጇ ուщ ጹխн βըβ друጌιряցад. Стыւаφሐгоц уτи азаմեσомև αչ уዞቃց ፎиኜ սиገ фоςодε φէጼաፂር. Նι меኞуςит ωсዓሡум аգ аኩяг ዩгифоζևфυ ሚսεσեኩև ент ιβቅфехևва ጧቅим ሴ υ շ аծεսυժը ըνοбрαсру ዧубኜγеսቯще л տоλеνሲ прωλо еኀихяዪ. ዢвቯмуሺաв በснаዘамиже ኁ χሓбру κበ ейи ипеհኀмиգи уговут դու гուноյ ψυсваςጅгሷ. Վ а оцωምаኮаቅኑ κխщεሿቹπըщጥ ωφоβ ιб λωскит էсиψюн ևֆуռущ. App Vay Tiền. Opat z Clairvaux zachęca do kontemplacji i mistycyzmu. Tylko Jezus jest „miodem w ustach, kantykiem w uchu, radością w sercu. Drodzy bracia i siostry, dziś chciałbym mówić o świętym Bernardzie z Clairvaux, nazywanym „ostatnim z Ojców” Kościoła, ponieważ w XII wieku raz jeszcze odnowił i uobecnił wielką teologię Ojców. Nie znamy szczegółów jego dzieciństwa; wiemy jednak, że urodził się w 1090 roku w Fontaines we Francji, w dość zamożnej rodzinie wielodzietnej. Jako młodzieniec wyróżnił się w nauce tak zwanych sztuk wyzwolonych – zwłaszcza gramatyki, retoryki i dialektyki – w szkole kanoników kościoła w Saint-Vorles, w Châtillon-sur-Seine i dojrzewał w nim powoli zamiar podjęcia życia zakonnego. W wieku około dwudziestu lat wstąpił do Cîteaux – nowej fundacji monastycznej, lżejszej od starych i czcigodnych ówczesnych klasztorów, jednocześnie jednak bardziej wymagającej, gdy chodzi o praktykowanie rad ewangelicznych. Kilka lat później, w 1115, św. Stefan Harding, trzeci opat Cîteaux wysłał Bernarda do założenia klasztoru w Clairvaux. Tu młody opat, który miał zaledwie 25 lat, mógł wydoskonalić swoje pojęcie życia monastycznego i zaangażować się we wcielanie go w życie. Widząc dyscyplinę panującą w innych klasztorach, Bernard zdecydowanie podkreślał konieczność życia wstrzemięźliwego i umiarkowanego tak przy stole, jak i w stroju i w zabudowaniach klasztornych, zalecając utrzymanie i troskę o ubogich. Tymczasem wspólnota w Clairvaux rosła wciąż liczebnie i mnożyła swoje fundacje. W owych latach, przed rokiem 1130, Bernard prowadził bogatą korespondencję z wieloma osobami, zarówno ważnymi, jak i skromnej kondycji społecznej. Do licznych Lisów z tego okresu należy dodać równie liczne Kazania, a także Sentencje i Traktaty. Na ten okres przypada też wielka przyjaźń Bernarda z Wilhelmem – opatem Saint-Thierry i Wilhelmem z Champeaux, należącymi do najważniejszych postaci XII stulecia. Od roku 1130 zajmował się wieloma poważnymi sprawami Stolicy Apostolskiej i Kościoła, dlatego coraz częściej musiał opuszczać swój klasztor, a czasami i Francję. Założył też kilka klasztorów żeńskich i był uczestnikiem ożywionej wymiany korespondencji z Piotrem Czcigodnym, opatem Cluny, o którym mówiłem w ubiegłą środę. Swoje pisma polemiczne skierował przede wszystkim przeciwko Abelardowi, wielkiemu myślicielowi, który zapoczątkował nowy sposób uprawiania teologii, wprowadzając przede wszystkim dialektyczno-filozoficzną metodę konstruowania myśli teologicznej. Innym frontem, na którym walczył Bernard, była herezja katarów, którzy gardzili materią i ludzkim ciałem, pogardzając tym samym Stwórcą. On natomiast czuł się w obowiązku występować w obronie Żydów, potępiając oraz bardziej szerzące się nawroty antysemityzmu. Ze względu na ten ostatni aspekt jego działalności apostolskiej, kilkadziesiąt lat później Efraim, rabin Bonn, oddał Bernardowi przejmujący hołd. W tym samym okresie święty Opat napisał swoje najsławniejszego dzieła, jak głośne Kazania o Pieśni nad pieśniami. W ostatnich latach swego życia – zmarł w 1153 roku – Bernard musiał ograniczyć podróże, nie rezygnując z nich jednak zupełnie. Wykorzystał to do ostatecznego przejrzenia zbioru Listów, Kazań i Traktatów. Na wspomnienie zasługuje książka dość wyjątkowa, którą ukończył właśnie w tym okresie, w 1145, kiedy jeden z jego uczniów, Bernardo Pignatelli, został papieżem, przyjmując imię Eugeniusz III. Z tej okazji Bernard, jako ojciec duchowy, skierował do tego swego syna duchowego tekst zatytułowany „De Consideratione”, zawierający wskazania, jak być dobrym papieżem. W księdze tej, która pozostaje lekturą odpowiednią dla papieży wszystkich czasów, Bernard nie mówi jedynie, jak być dobrym papieżem, ale ukazuje też głęboką wizję tajemnicy Kościoła i tajemnicy Chrystusa, która prowadzi ostatecznie do rozważania tajemnicy Boga Trójjedynego: „Należałoby nadal szukać tego Boga, którego jeszcze nie dość szukany”, pisze święty Opat, „być może jednak uda się szukać lepiej i łatwiej w modlitwie niż w dyskusji. Zakończmy więc na tym księgę, ale nie poszukiwania” (XIV, 32: PL 182, 808), nie drogę ku Bogu. «« | « | 1 | 2 | » | »»
Co to jest Bernard z Clairvaux św. Co oznacza BERNARD Z CLAIRVAUX ŚW.: opat klasztoru cystersów w Clairvaux we Francji; teolog, kaznodzieja, artysta ortodoksyjnej mistyki średniowiecznej - wielkiego prądu intelektualnego różniącego się od scholastyki metodą dochodzenia do prawd nadprzyrodzonych. W swych przemyśleniach łączył tradycję św. Augustyna z teologią chrześc. wschodniego. Wg B. droga do prawdy ostatecznej, którą utożsamiał z Chrystusem, wiodła poprzez kontemplację i uczucie. Obrazowo ukazywał ją jako wznoszenie się po stopniach pokory, litości i kontemplacji. Ostatecznym etapem było przeżycie ekstazy - osobistego zjednoczenia jednostki z Bogiem. B. pozostawił potomnym dzieła mistyczne Stopnie pokory i pychy, Kazania na temat Pieśni nad Pieśniami i O miłości Boga, gdzie objaśnił istotę miłości rozwijającej się w dwóch kierunkach: caritas (miłości duchowej) i cupiditas (cielesnego pożądania). Był także działaczem kośc. i polit., między innymi zał. powyżej 60 klasztorów cysterskich i doprowadził do zorganizowania II wyprawy krzyżowej
Św. Bernard ujrzał światło dzienne niedaleko Dijon, w 1090 roku. Jego ojciec, Tescelin, należał do arystokracji miejscowej jako wasal księcia Burgundii. Jego matka, Aletta, była córką hrabiego Bernarda z Montbard. Święty miał 5 braci i 1 siostrę. W wieku 22 lat, wstąpił do cystersów w Citeaux razem z braćmi i wieloma przyjaciółmi. Wraz z 12 towarzyszami został wysłany do założenia nowego opactwa w pobliżu Aube, któremu nadano nazwę Jasna Dolina, Clairvaux. W wieku 25 lat jako opat otrzymał święcenia kapłańskie. Stąd też rozpowszechni dzieło, zakładając 68 nowych opactw. Wkrótce stał się niekwestionowanym autorytetem w sprawach papieskich, krucjat i pośrednikiem w wielu kwestiach zakonnych (napisał regułę dla Templariuszy). Jako teolog zasłynął w sporze z Abelardem († 1142) oraz licznymi pismami: O łasce i wolnej woli, O stopniach pokory i pychy, Księga o miłowaniu Boga, Pięć ksiąg do papieża Eugeniusza III. Z jego kazań najpiękniejsze to komentarze do Pieśni nad pieśniami (1136) i O Najśw. Maryi Pannie. Opuścił ziemię roku w wieku 63 lat. Do chwały świętych wyniesiony w 1174 roku, a Doktorem Kościoła ogłoszony został w 1830 roku.
Proces schodzenia po stopniach pychy opisał szczegółowo w XII w. św. Bernard z Clairvaux w traktacie "O stopniach pokory i pychy". Mówi tam o tym jak pewni ludzie "schodzą" po stopniach pychy osiągając wreszcie stan "śmierci duszy". Człowiek "umarły na duszy" - "żywy trup" zaczyna się "rozkładać" tracąc powoli, ale nieubłagalnie to, co można nazwać resztką jego człowieczeństwa, stając się coraz bardziej "trupem" i to tak dalece, stwierdza wielki Doktor Kościoła, że aż, w pewnym momencie "już cuchnie". Ten stan jest czymś najgorszym, co może nas spotkać, szczytem nieprawości i niegodziwości, a zarazem nieodwracalną, całkowitą degeneracją duchową i moralną człowieka. W jaki sposób dochodzi do tej degeneracji? Św. Bernard wyróżnia dwanaście etapów tego procesu. l. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła Każdy z nas, mówi św. Bernard, musi, przede wszystkim, poznać samego siebie i "dojrzeć własną nędzę". Musimy przecież wiedzieć kim jesteśmy, co się w nas i co się z nami dzieje, dokąd zmierzamy, gdzie chcemy zmierzać, dokąd powinniśmy wiedzieć. co powoduje, że jesteśmy wolni, a co nas zniewala. co nam służy, a co nas niszczy, kiedy wzrastamy a kiedy się degenerujemy. Musimy znać swoje braki. wady. słabości i błędy. Potrzebne jest to nam do odnalezienia własnego miejsca w życiu, do znalezienia się w każdej sytuacji, do uniknięcia nieszczęścia. Przykrości, kompromitacji. Potrzebne jest to nam również po to, byśmy mogli pracować nad sobą. doskonalić się, posuwać się do przodu, a nie do tyłu, w górę, a nie w dół. Musimy być w ciągłym kontakcie z prawdą o nas samych, by móc sprawować nad sobą kontrolę i nad wszystkim tym co robimy. Człowiek jest istotą niedoskonałą. Jego możliwości są bardzo ograniczone. Jest też ograniczony czasem i przestrzenią. Jego "pojemność" jest zatem niewielka. Musi więc bardzo roztropnie gospodarować swoim "potencjałem". Jeśli uczyni jedną "inwestycję" nie uczyni innej. Musi zatem wybierać jedno kosztem drugiego. Wybór taki jest często bardzo ograniczony. Niekiedy wcale go nie ma. Tylko bowiem szaleniec odrzuca to, co mu służy na rzecz tego, co go niszczy. W pierwszym rzędzie nie może nam, co chyba jest oczywiste. zabraknąć „potencjału" dla poznania samego siebie, zobaczenia i pełnego uświadomienia sobie własnej „nędzy". dla sprawowania nieustannej kontroli nad sobą. Tym, co nie tylko utrudnia ale także, w konsekwencji, faktycznie uniemożliwia spełnienie tej podstawowej dla nas czynności jest, stwierdza św. Bernard, ciekawość. Jest ona, sama w sobie, czymś absurdalnym. W jej efekcie przecież, angażując często wiele sił, środków i czasu, nabywamy informacje i rozumienia, które są i będą dla nas całkowicie bezużyteczne. Jest ona ponadto rodzajem obżarstwa. Obżarstwo zaś nie powoduje jedynie „niestrawności". Nie bez powodu jest jednym z grzechów głównych. Przede wszystkim jednak ciekawość odwraca naszą uwagę od samych siebie, jest, jak mówi św. Bernard, chorobą duszy będącą przyczyną zaniedbywania siebie i zajmowania się wszystkim innym. Ponieważ dusza taka nie zna siebie - czytamy w traktacie „O stopniach pokory i pychy" - wygnana jest jakby na zewnątrz, „aby paść koźlęta" (por. Pnp Koźlętami. oznaczającymi grzech, słusznie mógłbym nazwać oczy i uszy. bowiem jak śmierć weszła na świat przez grzech, tak do duszy przez te właśnie okna przenika. Takie to więc koźlęta wyprowadza na pastwisko w ciekawości swojej, nie troszcząc się o poznanie swojego wnętrza. Bo istotnie gdybyś, człowiecze, badał się dokładnie byłoby dziwne, żebyś jeszcze na co innego zwracał swą uwagę! Posłuchaj ciekawcze, Salomona, posłuchaj głupcze, Mędrca: „Z całą pilnością strzeż serca swego" (Prz. 4. 23), w tym mianowicie celu. by wszystkie zmysły czuwały i strzegły źródła dającego życia. Dokąd to ciekawcze od siebie odchodzisz? Czyjej opiece powierzasz się na ten czas? Jak śmiesz podnieść oczy ku niebu - ty, co zgrzeszyłeś przeciwko niemu? Patrz w ziemię, abyś poznał samego siebie”. Ciekawość zamienia naszą świadomość w wielkie śmietnisko. Wszystkie te śmieci zakrywają to co ważne, cenne, istotne. Rodzi się w nas chaos, w którym się gubimy. Zarazem zaczynamy mieć poczucie pewnego nasycenia, wewnętrznego bogactwa. Czujemy się pełni. To, w połączeniu z brakiem samokontroli powoduje, iż zaczyna nas powoli ogarniać pycha. Nie widzimy naszych błędów, słabości, nie czujemy pustki. Jesteśmy zatem we wszystkim Nasze wady, których nie zwalczamy, powiększają się. Zaczynają coraz bardziej dawać znać o sobie skutki grzechu pierworodnego. Uwalniają się niskie instynkty. Zaczynają w nas, przyjmując taką czy inną, czasami, wydawałoby się zaskakującą postać, dominować. Budzą się w nas "demony".To ciekawość. mówi św. Bernard. spowodowała upadek szatana, grzech Ewy. "Szatan - czytamy - odpadł od prawdy przez ciekawość, albowiem wpierw z wielkim zainteresowaniem podglądał to czego potem grzesznie pożądał i zuchwałe oczekiwał". Ewa wiedziona ciekawością uległa namowom szatana. 2. Zazdrość i poczucie wyższości Pierwszym efektem ciekawości jest powierzchowne, płytkie, małostkowe myślenie. Św. Bernard nazywa to zjawisko lekkomyślnością. Polega ono na ujmowaniu wszystkiego w prymitywnych kategoriach "więcej" i "mniej". które odnoszone są do naszego, niekontrolowanego już, degenerującego się, rozdętego ,Ja". Człowiek "lekkomyślny" odnosi siebie wciąż do innych dzieląc ich na jakoś lepszych i jakoś gorszych od siebie - tych. co mają czegoś więcej i tych. co mają czegoś mniej. Zaczynają w nim dominować dwa uczucia: zazdrość i poczucie wyższości. Zazdrości "tym lepszym". pogardza „tymi gorszymi". Całe swoje życie zaczyna poddawać zazdrości i pogardzie - ukazywaniu swojej wyższości. Z jednej więc strony robi wszystko byle tylko dorównać "tym wyższym", goni za pieniędzmi, władzą, sławą. Z drugiej strony poświęca dużo sił i środków na to. by wciąż udowadniać „tym niższym", że on jest lepszy. manifestuje swój stan posiadania, wyolbrzymia go, daje wciąż poznać jaką to on ma władzę, jaki jest wolniejszy, silniejszy, itd. 3. "Serce głupich gdzie wesele" (Syr 7, 5). Zabić smutek Następnym krokiem w dół jest zawężenie horyzontu myślowego do obszaru. w ramach którego „ja" może się nadal rozdymać i w którym rodzi się nieustające poczucie samozadowolenia. Człowiek znajdujący się na tym stopniu pychy ogranicza swoją ciekawość tego wszystkiego. w czym ukazać się może jego własna miernota i wyższość innych. i kierują ją w zupełnie inną stronę: zwraca uwagę na swe domniemane cnoty i w żadnym wypadku nie uznaje zasług drugiego. Usunąwszy z pamięci wszystko. co dotychczas uznawał w sobie za godne pogardy. a więc przykre. a zebrawszy to. co według niego zasługuje na szacunek. nie myśli przy tym o niczym innym jak tylko o tym. co mu się w sobie podoba." Największym problemem dla takiego człowieka jest, stwierdza św. Bernard, smutek. który rodzi się w nim gdy, pomimo wszystko, uświadomi sobie jakąś swoją słabość, jakiś brak. jakiś swój błąd. Stara się go „zabić" - po tym można go rozpoznać – „niestosowną wesołością" traktowaniem wszystkiego w sposób nie do końca poważny, jakoś żartobliwy, najczęściej z cynicznym i zjadliwym humorem nie szanującym żadnych świętości. Chce nią nasycić swoje życie tak dalece, by nie było już w nim miejsca na poważną refleksję mogącą obnażyć prawdę o nim. 4. Potok próżności Czwarty stopień pychy to stopień „wzmożonej próżności". która najczęściej. choć w różny sposób. objawia się w "wielomóstwie". Jest to sensu stricte chełpliwość. Sprowadza się ona do zjawiska, które młodzież nazywa "szpanem". Jest to popisywanie się własną wiedzą, erudycją, umiejętnością wysławiania się, dowcipem. "Będzie więc mówił - stwierdza św. Bernard - albo pęknie. Jest bowiem wypełniony gadaniną i ciśnie go para, która w nim jest. Łaknie i pragnie słuchaczy, przed którymi mógłby się popisać swoją próżnością, na których mógłby wylać to, co czuje, aby dowiedzieli się o jego wielkości. Przy nadarzającej się okazji, ilekroć rozmowa dotyczy nauki, on przytacza problemy stare i nowe - płyną błyskotliwe sentencje, latają pompatyczne frazesy, Odpowiada chociaż go nikt nie pyta. Sam zadaje pytania i sam udziela odpowiedzi; przerywa mówiącym. /.../ Mógłby budować. ale nie ma zamiaru. Nie myśli uczyć ciebie. albo uczyć siebie. ale mówi i mówi, by wiedziano do czego jest zdolny. 5. "Nie jestem jak inni ludzie" "Przykro jest wynoszącemu się nad innych - mówi św. Bernard - nie czynić czegoś, co by go wyróżniało". W ten sposób rodzi się to zjawisko, które wielki Doktor Kościoła nazywa "kultem własnej odrębności".Człowiek, który zstąpił na ten stopień pychy: "Wcale nie stara się być lepszym, chce tylko za takiego uchodzić. Nie pragnie żyć doskonale. pragnie tylko, by go za doskonałego uważano, ażeby mógł powiedzieć: "Nie jestem jak inni ludzie" (Łk 18, 11).Cały swój wysiłek poświęca więc tworzeniu swojego "image" - zaczyna udawać najlepszego manifestacyjnie podejmując takie działania, które w powszechnej opinii uchodzą za oznakę wielkości. Wszystko robi na pokaz, stwarza tylko pozory zaniedbując, faktycznie, całkowicie swoje życie moralne i duchowe. 6. Zarozumiałość Człowiek zstępujący na ten stopień pychy pozbywa się niepokoju. który mu dotąd towarzyszył. niepokoju rodzącego się w związku z pytaniem: Czy jestem doskonały? Taki człowiek jest teraz pewny, stuprocentowo pewny - jestem wspaniały pod każdym względem, wszyscy przy zdrowych zmysłach muszą to uznać. Św. Bernard mówi, że życie takiego człowieka zdominowane jest przez niezachwianą niczym pewność siebie, pyszałkowatość i głód pochlebstw. Odrzuca on autorytety. wierzy tylko sobie, wszystko, co robi uznaje za szczyt doskonałości. Wciąż manifestuje tą swoją "doskonałość", opowiada o niej, popisuje się swoimi zdolnościami. Zarazem robi wszystko, by usłyszeć pochwały. Podejmuje je w taki sposób. by, przede wszystkim. innym się to podobało. Działa „pod publiczkę", zadaje się tylko z takimi ludźmi, którzy albo go podziwiają. albo przynajmniej nie szczędzą mu komplementów. 7. Niepohamowana ambicja Normalny człowiek szuka swojego miejsca w życiu, nie za niskiego, nie za wysokiego, tego właśnie, które jest mu przeznaczone, które odpowiada jego możliwościom, w którym nie tylko dobrze się czuje ale i potrafi sprostać wszystkim, związanym z nim wymaganiom. Człowiek, który zstąpił na siódmy stopień pychy chce być jak najwyżej. Jego ambicja jest nieograniczona. Wszystko jej podporządkowuje. W pierwszym rzędzie poświęca się temu. co nazywa się karierą zawodową. Bez pardonu, bez miłosierdzia dla innych, ale także i dla siebie, wręcz, niekiedy nawet wprost, po trupach pnie się w górę. Także w innych sferach nie zapomina nigdy o swoich aspiracjach. Zawsze chce być najlepszy, stać jak najwyżej. „Jakże człowiek przekonany o swej wyższości - stwierdza św. Bernard - może bardziej cenić innych niż siebie? Na zebraniach zajmuje pierwsze miejsce. w naradach pierwszy zabiera głos. Zjawia się nie proszony, wtrąca się bez przyczyny, poprawia porządek, kwestionuje decyzje. Czego sam nie przeprowadził i nie uporządkował. nie uważa za słuszne i sprawiedliwe. Wydaje sądy o sędziach. wyroki uprzedza projektami orzeczeń. [...] Gdy mu zlecają wykonanie jakiejś drobnostki, zżyma się, protestuje, uważa bowiem, iż nie wypada zajmować się błahostkami, ponieważ jest stworzony do wielkich rzeczy". 8. „Nie zrobiłem niczego złego" Człowiek. który- uznaje się za doskonałego. który- nie ma żadnych wątpliwości. co do swojej doskonałości. zarozumiały i chorobliwie ambitny staje się. jeśli chodzi o własną osobę. „ślepy moralnie". Nie jest w stanie, w żaden sposób dostrzec swoich słabych stron, błędów, grzeszków nawet wtedy, gdy jawią się one jak na dłoni. gdy są bezdyskusyjne, oczywiste, gdy aż „kolą w oczy". Gdy ktoś więc coś mu wytknie, przedstawi świadków, udowodni niezbicie nie przyjmie tego do wiadomości bądź do upadłego będzie się bronił starając się udowodnić, że faktycznie nie ma tu żadnej jego winy. Taki człowiek. stwierdza św. Bernard. gdy wspomni się o jakimś jego przewinieniu, zawsze zaczyna swą obronę od zdania: „Nie zrobiłem tego". Gdy się go trochę "przyciśnie do muru" mówi: .,Zrobiłem. Rzeczywiście, ale dobrze". Gdy mu się udowodni grzech w taki sposób się usprawiedliwia, że wynika z tego co mówi, iż on za to nie odpowiada. Stwierdza np.: "Chciałem dobrze, a że stało się tak jak się stało to już nie moja wina". Oskarżony reaguje zawsze agresywnie, „złości się", wreszcie stara się udowodnić, przede wszystkim sobie, ale także innym, że powodem oskarżenia jest uprzedzenie, zazdrość, że jest ono zakamuflowanym prześladowaniem itp., itd. Ten stan, czytamy w traktacie "O stopniach pokory i pychy" jest charakterystyczny dla ósmego stopnia pychy. W tym momencie zstępujący po stopniach pychy "wkracza w przedsionek piekła", staje się podobny szatanowi, już zaczyna traktować siebie jak Boga - istotę, w wypadku której słabości, błędy, pomyłki, grzechy są nie do który osiągnął ósmy stopień pychy "dusi się" moralnie, "usycha" duchowo, zaczyna "konać", by wreszcie "umrzeć" na duszy. Na tym stopniu pychy staje się więc, stwierdza św. Bernard, żywym trupem. Od tego momentu zaczyna się już "rozkładać". 9. Kłamstwo i przewrotność W świadomości człowieka zstępującego po stopniach pychy zachodził dotąd proces utraty kontaktu z prawdą o sobie i, w znacznej mierze, również prawdą o innych ludziach oraz, w konsekwencji, całej rzeczywistości. W ramach tego procesu zanika zatem tak samokrytycyzm tego człowieka jak i zdolność prawidłowej oceny wszelkich zjawisk i faktów. W efekcie człowiek taki traci zdolność rozpoznania swojego realnego (faktycznego) „ja" biorąc za nie swoje „ja" idealne (wymyślone przez siebie) i dokonując, za jego pośrednictwem projekcji na całą rzeczywistość tak, że zaczyna funkcjonować w większym stopniu w krainie fikcyjnej wykreowanej przez swoje marzenia i oczekiwania niż w realnym świecie wierząc zarazem wciąż głęboko. że wszystko to jest „nagą" postępowanie podyktowane jest jego naturalnym przywiązaniem do prawdy. Fakt. iż przywiązanie to zaczęła przewyższać pycha powodował, że człowiek taki robił wszystko, by za prawdę uznawać tylko to, co "karmiło" tę pychę. Śmierć duszy, która nastąpiła na ósmym stopniu pychy polegała, także, na całkowitym zanegowaniu swojego realnego "ja" (można powiedzieć "zabiciu" go), a co za tym idzie również pozostałej części rzeczywistości. co spowodowało. w konsekwencji, utratę przywiązania do prawdy. Teraz zaczęła się już liczyć dla tego człowieka i rządzić nim niepodzielnie pycha. Ustało więc działanie przyczyn zmuszających go do separowania się od faktów. Nastąpiło otwarcie na nie i zarazem całkowite ich lekceważenie. Ze stanu zatem wyalienowania z rzeczywistości. swego rodzaju niepoczytalności człowiek taki przeszedł nagle do stanu chłodnej, obiektywnej oceny faktów i pełnej odpowiedzialności za swoje pomysły i czyny. Jedynym efektem tego mogły być, w takim kontekście tylko "narodziny" kłamstwa i przewrotności jako środków pielęgnacji pychy. Św. Bernard podaje przykład zachowania zakonnika znajdującego się na tym stopniu pychy, który twierdząc dotąd, że jest bez grzechu zaczyna nagle "kłamliwie wyznawać grzechy". "Tego rodzaju człowiek - czytamy w traktacie "O stopniach pokory i pychy" - nie tylko nie usprawiedliwia czynionych mu zarzutów. ale wręcz przeciwnie - winę swą powiększa do tego stopnia. że widząc jak dodaje do niej rzeczy wprost niewiarygodne i dziwne. jesteś skłonny odrzucić nawet to, coś dotąd uważał za pewne. Rozgłaszając rzeczy nie do wiary, przewrotnie zakrywają grzech, kiedy go wyznają: słowa oskarżenia brzmią chwalebnie. lecz nieprawość wciąż kryje się w sercu słuchacz ma utwierdzić się w przekonaniu, że to nie tylko prawda, ile raczej pokora przez nich przemawia. według tego, co napisano: „Sprawiedliwy najpierw sam siebie oskarża" (Prz 18, 17)". Człowiek. który znajduje się na dziewiątym stopniu pychy zaczyna świadomie przeciwstawiać ją prawdzie. Jeszcze jednak prawdy nie neguje. Chce tylko żeby mu w żaden sposób nie przeszkadzała. Pragnie żyć i funkcjonować i być akceptowanym w "porządku prawdy". Pragnie aby, w jej perspektywie, go doceniono". Stara się więc ją naginać tak, by "była po jego stronie" (przewrotność) lub zniekształcać aż do faktycznego (ale nie formalnego) jej zakwestionowania - "neutralizować" (kłamstwo) tak, by zawsze mu "służyła". Chce ją zatem, po prostu. podporządkować swojej pysze. Wysiłki te jednak satysfakcjonują go nie w pełni i krótko. "Apetyt rośnie w miarę jedzenia". Zstępuje więc na kolejny stopień pychy. Proces „gnicia" zaczyna przebiegać coraz szybciej. 10. Bunt: uczyni życie śmiercią, a śmierć życiem. Ten stopień pychy jest początkiem buntu woodu. Jest to w pierwszym rzędzie. i to jeszcze skrywany, bunt przeciwko ludziom, głównie przeciwko wszelkim „szefom" i autorytetom. Żywy trup nie chce już. nawet formalnie. w żaden sposób być komukolwiek podporządkowany. Nie chce nikogo słuchać ani z nikim się liczyć. Otwarcie więc kwestionuje zasadność wszystkich takich zależności. także intelektualnych. moralnych, obyczajowych. On jest przecież „najlepszy", "najmądrzejszy" , „największy" itd. Nie zniesie, by ktoś, choćby pośrednio, to kwestionował. Taka postawa prowadzi go wprost do buntu również przeciwko prawdzie jako takiej. przeciwko całej rzeczywistości. Ludzie. którzy go do czegoś "zmuszają" odwołują się przecież do prawdy, wskazują na rzeczywistość. mówią - "musi być tak. a nie inaczej", „tak jest głupio", ”to jest zło" itd. Żywy trup na tym etapie ”swojego rozwoju" nie próbuje jeszcze otwarcie „brać się za bary" z Bogiem, jeszcze woli Go ignorować, lub wierzy, że to jego właśnie, jako tego najlepszego, Bóg promuje. Atakuje agresywnie nie przebierając w środkach to, co nazywa "ludzką prawdą", „ludzkim rozumieniem dobra", ”ludzkim ujęciem Boga" i jest przekonany, że może, de facto, innych ludzi, całą rzeczywistość, samego Boga „owinąć sobie dookoła palca". Wierzy w swój sukces - w to, że uczyni życie śmiercią, a śmierć życiem. Próbuje jeszcze trzymać się, chociażby formalnie, faktów, uznaje jakoś czy raczej toleruje pewne aspekty natury. Jest wodzem swojej własnej, prywatnej, totalnej „rewolucji" i ma głęboką nadzieję zwycięstwa. 11. Wystąpienie przeciwko Bogu. Żywy trup Zwycięstwo to nie nadchodzi. Mnożą się natomiast porażki. Rzeczywistość. pomimo wszystkich manipulacji, pozostaje rzeczywistością. prawda. wbrew wszystkim wysiłkom. pozostaje prawdą. Prawo naturalne wciąż daje o sobie znać. Bóg wciąż jest Bogiem. Panem stworzenia i Prawodawcą. a Jego obecność i działalność, Jego miłosierdzie, od których nie można uciec, przypominają o ludzkiej słabości, małości, bezradności, boleśnie godzą w podsycaną wciąż przez rosnące ciągle, jak na drożdżach" pychę, "miłość" własną. Żywy trup nie może pogodzić się z taką sytuacją. Występuje otwarcie, wprost przeciwko Bogu. Już nie jest "nieśmiałym" uczniem szatana. Jeśli świadomie uznawał go za swojego mistrza i przewodnika odrzucającego autorytet, nawet, niekiedy, gardzi nim z powodu jego porażek. To on - żywy trup będzie nosicielem światła - Lucyferem. To on pokona Boga i zajmie Jego sobie więc teraz plan "detronizacji" Boga. Plan taki przybrać może różne postacie. Niekiedy jest bardzo rozbudowany, precyzyjny. finezyjny, drobiazgowy. Jego pierwszy punkt, jedyny zresztą, który udaje się żywemu trupowi zrealizować, jest zawsze taki sam: postępować tak jakby Boga nigdy nie było. Św. Bernard nazywa to "swobodą grzeszenia". W tym momencie żywy trup zaczyna głosić "wolność bez granic" i realizuje ją podejmując i gloryfikując takie działania, co do których przypuszcza. że najbardziej zabolą Boga, najbardziej w Niego ugodzą. Grzech czyni swoim chlebem powszednim. "Nurza się" w nim i "tarza" jak świnia w błocie. Wychwala jego "smak". "Pieje" nad swoim "szczęściem". Drwi: "No i co, cóż na to Bóg, nic nie może, nie reaguje, jest bezsilny. nie ma go - umarł." Bada granice swojej niegodziwości, kroczy wciąż dalej i dalej. grzeszy coraz więcej. coraz częściej, coraz intensywniej. To zjawisko świetnie uchwycił Henryk Sienkiewicz w "Quo vadis" gdzie Neron. w chwili szczerości. mówi: "Zabiłem nawet swoją matkę. by zobaczyć czy bogowie zareagują" . Pozbywa się resztek niepokoju. jest coraz pewniejszy siebie. czuje się coraz silniejszy. czuje się coraz bardziej bogiem. Powoli. niedostrzegalnie. dla siebie, przekracza ostatnią granicę - wchodzi w ostatni etap swojego „rozkładu". „Niestety. podobnie jak bywa z próbującym przejść rzekę w bród - stwierdza św. Bernard - i on zwolna pogrąża się w wirze grzechów". Dodajmy: by dotrzeć za życia, jeżeli to można jeszcze nazwać życiem, do samego dna „piekła". 12. „Już cuchnie" To dno „piekła" św. Bernard nazywa „nałogiem grzechowym". „Gdy pierwsze występki - czytamy w traktacie ”O stopniach pokory i pychy” – unikną straszliwego wyroku Bożego, szuka się nowych rozkoszy; te zaś uwodzą coraz bardziej. Rozbudza się pożądanie, rozum popada w stan uśpienia, a nałóg zacieśnia pęta. Nieszczęśnik stacza się w przepaść zła i jako więzień poddany zostaje tyranii występków". Proces „rozkładu" żywego trupa kończy się w tym momencie. Już nie ma w nim nic. co mogłoby jeszcze zgnić. Nad niczym już nie panuje. Jest tylko kukłą. którą wprawia w ruch. taka czy inna. teraz niejako samoistna. żądza. Jest mumią. która porusza się ruchem robactwa. które ją toczy. To dosłownie trup i to trup. Który ”już cuchnie". Pycha i wolność Wolność jest tym, co człowiek zawsze rozpoznawał jako stan, w którym powinien się znajdować - jako jeden z podstawowych warunków prawdziwie ludzkiej egzystencji. Wolność to chyba najbardziej "ogólnoludzka" wartość ze wszystkich tych, które kiedykolwiek przyjmowała ludzkość. Nikt zatem z tych. którzy mają na ustach hasło "człowiek" nie będzie przeczył. że należy ona do natury człowieka, że jest jego prawdą, drogą, życiem. I nic dziwnego. bo przecież, w istocie wolność jest jednym z imion Boga. To Bóg ofiarował ją nam w momencie stworzenia. abyśmy ją pomnożyli aż do granic naszych możliwości. aż do tego momentu. w którym Jego Wola stanie się naszą wolą, a Jego wolność naszą wolnością. To jednak nie oznacza. że mamy stać się bogami, zostać wprost i dosłownie Bogiem. Wręcz przeciwnie - mamy maleć. To pokora, co jest przecież tak oczywiste. jest kluczem, który otwiera drzwi naszej wolności. Kto tego jeszcze wyraźnie nie widzi niech przyjrzy się pysze i jej owocom. W dziejach kultury ludzkiej, szczególnie w ostatnich dziesiątkach lat, formułowano wiele definicji wolności. Nie ma co ich tu omawiać. Nie warto wdawać się w polemiki. Jakby bowiem nie rozumieć wolności, pycha będzie zawsze tym, co ją skutecznie niweczy. Nawet Więc to. zafałszowane przecież. rozumienie wolności jakie podsuwają nam tak nachalnie żywe trupy. gdy skonfrontować je z ich stanem, na którymkolwiek stopniu "umierania" czy „rozkładu" się znajdują pozwoli nam stwierdzić, że wolność jest im całkowicie obca, że zadziwiająco konsekwentnie robią wszystko, by jej uniknąć. Weźmy pod uwagę pierwszy stopień pychy. Czy można wolnym nazwać człowieka, który nie poświęcając czasu, sił i środków na poznanie samego siebie, nie wie. tak naprawdę, czego potrzebuje, pragnie, chce, który nie wie i nie poznaje "swojej nędzy" i nie próbuje w konsekwencji, jej usunąć? Czy człowiek wolny to człowiek, który nie zabiega o swe podstawowe interesy? Wyraźnie widać tu zjawiska popadania w niewolę. Jest to, w tym momencie niewola, którą można nazwać niewolą niewiedzy. Weźmy pod uwagę drugi stopień pychy. Pojawia się tu jak na dłoni. nowy typ niewoli. Jakże inaczej bowiem można nazwać poddanie się rządom zazdrości i poczucia wyższości. Jest to. posługując się językiem św. Bernarda, niewola "lekko-myślności". A trzeci stopień pychy. To już wprost "zabijanie" wolności, intensywne pogłębianie niewoli niewiedzy. To także nowy typ niewoli - niewola "niestosownej wesołości". Czwarty stopień. Kolejne więzy - niewola próżności. Piąty. Dalsze ograniczenia: niewola "kultu własnej odrębności". Szósty. Pogłębianie niewoli niewiedzy, a ponadto, niewola zarozumiałości. Siódmy. Straszna niewola ambicji. Ósmy. Niewola niewiedzy osiąga swój szczyt. Dziewiąty. Bezpośrednie, całkowite zniewolenie przez własną pychę. Zwiększenie się pozostałych typów niewoli. Znaczne zmniejszenie się niewoli niewiedzy często identyfikowane przez żywego trupa jako odzyskanie wolności. Dziesiąty. Umacnianie się niewoli pychy. Jedenasty. Dodatkowe więzy: poddanie się "regulaminowi grzechu". I wreszcie stopień dwunasty. Zamknięcie wszystkich furtek do wolności. Piekło totalnego uzależnienia. Można powiedzieć, że w zasadzie nie ma już tego, kto mógłby być wolny czy zniewolony. To już bowiem nie on myśli, podejmuje decyzje, działa. Jest tylko, jak już o tym mówiliśmy, bezwolną kukłą. [ „Masoneria polska i okolice”, Stanisław Krajski, 1997, 316-331 ]
O stopniach pokory o pychy, św. Bernard z Clairvaux Św. Bernard z Clairvaux – O stopniach pychy (3 z 19) By Traditio et Fides 19 lutego, 2019 Posłuchaj Osobisty pogląd Bernarda o buncie Serafina (1 z 3) 31. Również i ty, „pieczęci podobieństwa” (Ez 28, 11-13), umieszczony zostałeś nie mówię w raju, ale w rozkoszach raju Bożego. Czegóż jeszcze chcesz szukać? Pełen mądrości i promieniujący pięknem, nie szukaj rzeczy za wysokich dla ciebie, a potężniejszych nie dociekaj (por. Syr 3, 22). Pozostań na tym, czym jesteś, abyś nie upadł niżej, sięgając po rzeczy wyższe i wspanialsze od ciebie. Dlaczego więc zerkasz ku północy (por. Iz 14, 13)? Już cię widzę, jak z nadmierną ciekawością spoglądasz na niedosięgłe dla ciebie wysokości. „Wywyższę — mówisz — stolicę moją w stronach północnych”. Podczas gdy inni mieszkańcy nieba stoją, ty sam usiłujesz siedzieć, zakłócasz bratnią zgodę oraz pokój całej ojczyzny niebieskiej, a nawet o tyle, ile jest go w tobie, pokój Trójcy Świętej. Dokąd to, nędzniku, prowadzi cię twoja ciekawość? W niepojętym zuchwalstwie gorszysz współobywateli królestwa niebieskiego i znieważasz samego Króla. „Tysiąc tysięcy służy Mu, a dziesięć tysięcy po dziesięć tysięcy stoi przed Nim” (Dn 7, 10), tam, gdzie nikt nie siedzi, prócz Tego, który ma tron nad Cherubinami, a służą Mu wszyscy. Ty zaś wynosisz się nad wszystkich, szukasz i dociekasz, sam nie wiem czego, i usiłujesz budować dla siebie tron niebieski, aby być podobnym Najwyższemu. W jakim celu? W czym pokładając nadzieję? Zmierz, szaleńcze, swe siły, rozważ koniec, wymyśl sposób! Najwyższy wie, czy nie wie, na co się ważysz? Chce, czy nie chce tego? Bo jakże Ten, którego wola jest najwznioślejsza i rozum najdoskonalszy, mógłby chcieć zła, jakie knujesz, albo mógł o nim nie wiedzieć? Może myślisz, że wprawdzie sprzeciwia się złu i wie o nim, lecz nie może mu przeszkodzić? Ale chyba nie wątpisz, że zostałeś stworzony? Nie sądzę zatem, że mógłbyś powątpiewać we wszechwiedzę, wszechmoc i dobroć Stwórcy, który zechciał z nicości powołać cię do życia, i to tak pięknego, tak zachwycającego. Jak możesz myśleć, ze Bóg zgodziłby się na coś, co sprzeciwia się Jego woli, a co mógłby oddalić? A może widzieć mam, jak spełnia się w tobie, a w każdym razie bierze od ciebie początek to przysłowie, które po tobie i za twoją sprawą przyjmie się w świecie wśród twoich naśladowców: „Pan, który nie sprawuje władzy, wychowuje sobie buntowników” (por. Prz 29, 21). Czy oko twe gorszy się, że Pan jest dobry? A że z jego dobroci niegodziwie uczysz się dufności, stajesz się wobec Jego wiedzy bezwstydny i wobec Jego potęgi zuchwały! 32. Oto, niegodziwcze, twoja myśl, oto nieprawość, którą obmyślasz w łożu swym: „Czy Bóg chciałby zniszczyć własne dzieło? Wiem wprawdzie, że przed Nim nic się nie skryje, najmniejsza myśl moja, ponieważ jest Bogiem. I nie podobają Mu się moje myśli, gdyż jest prawy. A nawet gdyby chciał tego, nie uniknę Jego karzącej ręki, ponieważ jest potężny. Czy jednak mam się lękać? Nie! Jeżeli bowiem jest dobry i nie może Mu się podobać zło we mnie, to tym bardziej w Nim samym. Zło we mnie polega na usiłowaniu czegoś przeciwnego Jego woli; zło w Nim objawiłoby się zemstą. Tak więc, nawet gdybym zawinił wobec Niego — On nie chciałby i nie mógłby się mścić, tak jak nie chce i nie może wyrzec się swej dobroci”. Nędzniku, siebie oszukujesz, siebie samego okłamujesz, a nie Boga! Siebie — powtarzam — oszukujesz! „Sobie kłamie nieprawość” (por. Ps 26, 12), nie Bogu. Wprawdzie postępujesz chytrze, ale On wszystko widzi. Nie Boga więc, a siebie zwodzisz. A ponieważ posługujesz się wielką jego względem ciebie dobrocią, aby obmyślać przeciwko Niemu najwstrętniejsze zło, słusznie swoją nieprawością ściągasz na siebie jego wrogość. Jakaż bowiem może być większa nieprawość nad tę, że gardzisz Stwórcą z tego względu, dla którego winieneś Go jak najbardziej miłować? Jakiż grzech może być porównany z tym, że wierząc w Jego potęgę, która cię stworzyła i może cię zniszczyć, liczysz na Jego nadzwyczajną dobroć i spodziewasz się po niej, że nie zechce się mścić, choć mógłby? Tak więc za dobro odpłacasz się złością, a za miłość nienawiścią. Related Możliwość komentowania dla zalogowanych użytkowników. Podobne Rodzinna miesięczna Do 6 osób Rodzinna roczna Do 6 osób Przelewem Przelewem za 3 Miesiące Indywidualna 90,00 zł Ustaje automatycznie, przyłączenie przez administratora Subskrybuj Przelewem za 6 Miesiący Indywidualna 180,00 zł Ustaje automatycznie, przyłączenie przez administratora Subskrybuj Przelewem za 12 Miesięcy Indywidualna 330,00 zł Ustaje automatycznie, przyłączenie przez administratora Subskrybuj
HISTORIA POWSZECHNA Bernard z Clairvaux (*) F. J. Holzwarth Treść: Młodość św. Bernarda; Clara vallis; ascetyzm i wymowa św. Bernarda; jego pisma i wpływ na Europę zachodnią. Pierwszą postacią, której przypatrzyć się musimy w XII wieku, bogatym w wielkich mężów i w wielkie wypadki, jest św. Bernard. Jego głos potężny rozlega się przez całą ową epokę. Już nie kluniacy, jak to miało miejsce w XI wieku, kierują sprawami świata. Niknie sława kongregacji kluniackiej; pod wpływem blasku i bogactw, pod brzemieniem ułomności ludzkiej zamiera idealizm; miejsce kluniaków zajmuje święty Bernard jako reformator karności kościelnej, jako wzór cnót najczystszych i wyrocznia Kościoła. Ten mąż zadziwiający urodził się 1091 w zamku Fontaines pod Dijonem a był synem rycerza Tescelina z rodu hrabiów szampańskich i pobożnej Alety, którą w 14 roku życia utracił. Świetnymi zdolnościami obdarzony chłopiec wprawiał w zdumienie nauczycieli w szkole w Dijon szybkością swoich postępów w naukach. Młodociany Bernard miał przed sobą sławę uczoności lub blask życia rycerskiego. Lecz głęboki jego umysł pragnął wyjaśnić sobie tajemnicę życia ludzkiego; duszę jego zaprzątała myśl o przeznaczeniu człowieka; w 20 roku życia, szczęśliwie pokonawszy pokusy świata i własnej bujnej wyobraźni, Bernard postanowił zupełnie poświęcić się Bogu; serce jego, pragnące miłości, zwróciło się ku źródłu miłości odwiecznej. Umyślnie obrał sobie klasztor w Citeaux z powodu surowości tamecznej reguły; daremne były wszystkie perswazje, a nawet niebezpieczne, gdyż zbijając je, Bernard rozwijał taką wymowę, że nikt nie mógł jej się oprzeć; jego pięciu braci i jego wuj pod wpływem natchnionego zapału Bernarda wyrzekli się świata; toż samo uczynili jego ojciec i siostra. W ten sposób odbierał on ojcom ich synów a żonom mężów; matki ukrywały przed nim dzieci swoje z obawy, aby je Bernard do przywdziania szat zakonnych nie skłonił. Kto miał z nim do czynienia, czuł się jakby przeistoczonym. Pewnego razu święty ten człowiek z rąk kata wyrwał mordercę, skazanego na śmierć, poprowadził go do swego klasztoru i ze zbrodniarza uczynił wzorowego zakonnika. Poprzednio niewielu było mnichów w Citeaux, po osiedleniu się tam Bernarda klasztor okazał się niewystarczającym do pomieszczenia przybyszów. Staraniem Bernarda powstały klasztory w Firmitas i Pontigny a 1115 klasztor w Clairvaux (w diecezji Langres), w dzikiej dolinie, zwanej piołunową, vallis absinthialis, a odtąd Jasną, Clara vallis. Napływali tu ludzie wszystkich stanów, rycerze i uczeni, wstępowali do klasztoru i pędzili życie, oddane modlitwie, nauce i pracy. Jeden ze współczesnych tak opisuje ową dolinę: "Pośród dnia panuje tu milczenie nocy, przerywane tylko uderzeniami toporów i śpiewem świątobliwych pracowników; widok to tak wzruszający, że niepodobna tu ani myśleć ani rozmawiać o rzeczach błahych". Już w 25 roku Bernard został opatem a jego klasztor był wzorem, według którego inne klasztory się przekształcały lub nowe powstawały. W chwili śmierci Bernarda 160 klasztorów trzymało się surowej reguły cysterskiej i czciło go jako swego ojca duchowego. We Francji założono 35 nowych klasztorów, w Anglii i Irlandii 10, w Hiszpanii 11, 6 we Flandrii, 4 we Włoszech, 2 w Niemczech, 2 w Szwecji, 1 na Węgrzech, 1 w Danii. W samym Clairvaux było 700 zakonników. Reguła cysterska nie wystarczała w początkach gorliwości Bernarda; sam on mówił później, że nadmierny ascetyzm podkopał jego zdrowie. Wycieńczony postem, blady, delikatny miał Bernard coś nadziemskiego w całej postawie swojej; można by go nazwać "tchnieniem", powiada jeden ze współczesnych. Na sam jego widok ludzie zalewali się łzami, chorzy, na których ręce swoje położył Bernard, czuli się uzdrowionymi. Całkiem pogrążony w życiu wewnętrznym, często porywany ekstazą, patrzał on nie widząc, słuchał nie słysząc, pożywał nie smakując; pewnego razu, nie czując tego, napił się oliwy zamiast wody, z dzbanka, który mu przyniesiono do celi dla odświeżenia lampy; objeżdżając wybrzeża jeziora Bodeńskiego podczas głoszenia krucjaty, nie zwrócił wcale uwagi na piękność okolic, które przebywał. Ilekroć duszę swoją w mowie otwierał, zdawało się, jakby potoki ognia ogarniały słuchaczów. "Taka słodycz wychodziła z ust jego, powiadają współcześni, tyle zapału i życia było w jego słowach, że żadne pióro, choćby najbieglejsze, nie potrafi oddać ich łagodności i ciepła. Miód i mleko spływały z języka Bernarda, choć prawo ogniste miał on na ustach swoich. Stąd też Niemcy, choć nie rozumieli narzecza, w którym do nich przemawiał, daleko więcej byli wzruszeni mową Bernarda, niż gdyby im jego słowa najbieglejsi tłumacze wyjaśnili". Bernard nauczał po łacinie, krucjatę zaś głosił po romańsku. Głos miał mocny, posiadał nadzwyczajną biegłość w Piśmie św. i wybornie znał Ojców Kościoła; z uczonymi rozmawiał jak uczony a z ludźmi prostymi w taki sposób, jakby życie tylko między ludem prostym pędził. Posłuchajmy wreszcie biografa Bernardowego: "był on (Bernard) potężny wiarą, wytrwały w nadziei, miłości pełen, wielki w pokorze, niezrównany w bogobojności; kochający, ilekroć gromił, poważny, jeżeli żądał od innych posłuszeństwa, łagodny w postępowaniu, święty w zasługach, słynny cudami; mądrości i łaski u Boga pełen; ciało miał nędzne i wycieńczone; delikatną jego skórę na policzkach lekki rumieniec okrywał, jak gdyby tam zbiegł się wszystek ogień, jaki rozmyślanie i umartwienie pozostawiły jeszcze w jego ciele; wzrostu był więcej jak średniego" (Gaufridus Claraevallensis). Bernard zamknął się w ciszy klasztornej; w lasach okolicznych, jak sam powiada o sobie, więcej się nauczył niż w księgach. Poza ukochaną swoją doliną klarewalleńską czuł się nieszczęśliwym. Lecz świat ciągle go wywołuje z celi klasztornej i pragnie głos jego posłyszeć; Bernard ma spory Europy rozstrzygać, waśnie polityczne godzić. Wycieńczony ten, słabowity zakonnik znajduje w sobie jeszcze siłę do puszczania się na dalekie wędrówki, do występowania w tylu i tak absorbujących ducha kwestiach, jest doradcą książąt, królów, biskupów, papieży; z głębi swojego klasztoru kieruje światem. Celem jego życia było zjednoczenie Europy w wierze i wzmocnienie jej do walki z Islamem. Idąc za głosem Bernarda, monarchowie Europy zachodniej stanęli po stronie Innocentego II przeciwko Anakletowi; jego wymowa odwiodła Włochy od tego ostatniego; w jego ręce antypapież Wiktor złożył oznaki swego dostojeństwa; on to pojednał Fryderyka Hohensztaufa z cesarzem tudzież zwycięsko zbijał błędne doktryny; jego wymowa wyprawiła na Wschód 100 000 wojowników. Kiedy Bernard wracał z Włoch przez Alpy, włościanie i pasterze, wybiegłszy z gór swoich na jego spotkanie, okrzykami radości go witali, a potem z dumą wspominali, że ręka Bernarda ich błogosławiła. "Jego wymowa, pięknie powiada Francuz Garat, wydawała się jednym z cudów religii, którą głosił ten mąż święty; zdawało się, jakoby przez jego usta Kościół otrzymywał rozkazy Boże. Królowie i dostojnicy, którym nie wybaczał on żadnego występku, upokarzali się przed jego upomnieniami jakby przed prawicą samego Boga, a ludy, obciążone nieszczęściami, stawały u jego boku jakby w cieniu ołtarza". Jakkolwiek Bernard niósł na barkach swoich brzemię najważniejszych spraw ówczesnych, jednakże znajdował dość jeszcze czasu na zajęcia czysto umysłowe i pozostawił 480 listów, 340 mów, 12 traktatów. "Pobudek do działalności dostarczyły Bernardowi okoliczności, w których żył; lecz wpływ, jaki na Europę wywarł, zapał do wzniosłych idei religijnych, były dziełem jego ducha, boskim natchnieniem ożywionego. Jako podstawę wyższego polotu mistycznego uważa Bernard pokorę. Z pokory rozwija się miłość, która w swoich porywach unosi ducha w sferę wyższego światła. Gdy człowiek przez pokorę i miłość osiągnie wyższe życie duchowe, wówczas powinien wnikać w głębiny prawdy z modlitwą i uwielbieniem. Im więcej zatapia się on w wiekuistą prawdę, tym bardziej wzmaga się jego dla niej uwielbienie. I właśnie, wskutek tego wzmagającego się uwielbienia, stać się może, iż duch wychodzi sam z siebie i w tym stanie pozaosobowości całkowicie zanurza się w oceanie nieskończonej prawdy. I to jest ekstaza. W ekstazie człowiek chwilowo ma do pewnego stopnia przedsmak tego stanu, w jakim znajdować się będzie po śmierci. – Listy Bernarda są pełne wysokich myśli i uczuć; uczone rozprawy, a mianowicie: O stopniach pokory i pychy, O łasce i wolności i O rozpamiętywaniu, z gorącą pobożnością i głębokością myśli łączą taki wdzięk stylu, że wraz z kilku jego listami, pierwsze zajmują miejsce w literaturze owych czasów. Potomność nazwała go Miodopłynnym (Mellifluus). W uznaniu cnót i mądrości zaliczony został Bernard w poczet Doktorów Kościoła (za Piusa VIII); jego kanonizacja nastąpiła za Aleksandra III, 1174 r.". Bernard żył lat 63, umarł 1153. HISTORIA POWSZECHNA PRZEZ F. J. HOLZWARTHA. PRZEKŁAD POLSKI LICZNYMI UZUPEŁNIENIAMI ROZSZERZONY. TOM IV. WIEKI ŚREDNIE. CZĘŚĆ DRUGA. PRZEWAGA NIEMIEC W EUROPIE W X WIEKU. CESARZE Z DOMU FRANKOŃSKIEGO I PAPIESTWO. CZASY WOJEN KRZYŻOWYCH. Nakładem Przeglądu Katolickiego. Warszawa 1882, ss. 177-181. (Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono). Przypisy: (*) Neander, der hl. Bernard und sein Zeitalter; Ratisbonne, Histoire de St. Bernard, 3-me edit.; Capefigue, St. Bernard et les abbayes de Cluny et de Citeaux. – Dzieła Bernarda wydał Mabillon 1667-90. © Ultra montes ( Kraków 2004 POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ:
św bernard z clairvaux o stopniach pokory i pychy